Małe kropinki potu spływały po jego twarzy. Oddychał głęboko, z
lekko przymrużony oczami. Co jakiś czas jęczał, ale to były tylko zachwyty
ogromnej rozkoszy, pośród bezkresnej ciszy pustego pokoju. Czując przyjemne i
ciepłe uczucie w środku, uśmiechnął się lekko i ostatni raz odetchnął głęboko,
wypuszczając brzemiące w nim powietrze. Rick położył się obok niego na łóżku,
posyłając mu ciepły uśmiech i patrząc mu głęboko w oczy. Lekko dotknął jego
gładkiej twarzyczki, przenosząc dłoń na brązowe włosy i ujmując jeden kosmyk.
Przez chwilę się nim bawił, aż do momentu kiedy Jack przywarł do niego całym
ciałem, obejmując go ramionami. Chłopak uśmiechnął się szeroko, na widok jego
reakcji. Zaczął go głaskać po pięknych włosach, składając nieskazitelne
pocałunki na jego zarumienionych policzkach.
Przez chwilę leżeli w ciszy, ciesząc się swoją obecnością,
ciepłem i tym, że mogą być razem.
Na zawsze…
---
Rzucił klucze do małego pojemniczka w holu, zamykając drzwi do
swojego mieszkania. Zdjął z siebie płaszcz oraz ubłocone buty. Nie cierpiał
deszczu, a dzisiaj wyjątkowo cały dzień lało. Poszedł do swojego pokoju i
zamknął się w nim, padając na łóżko. Pustym, wręcz martwym wzrokiem obserwował
ścianę przed sobą. Nigdy o nim nie zapomni, nigdy. Wziął do ręki fotografię, która
stała na stoliku nocnym obok łóżka. Było na nim zdjęcie Ricka.
Tydzień po tym jak chłopcy, jeszcze jako nastolatki, przeżyli
swój pierwszy raz, Rick dostał propozycję na studiowanie w Collegu. Był tam
wysoki, dobry poziom, najlepsza uczelnia w kraju. Takiej propozycji nie mógł
przegapić. Dwa tygodnie później – wyjechał. Przez pewien czas mailowali ze
sobą, pisali listy, rozmawiali godzinami, dzwonili. Jednakże z każdym dniem ich
kontakty stawały się słabsze. Rick przestał się do niego odzywać, żyjąc własnym
życiem.
Jednak Jack nigdy o nim nie zapomniał. Nie było dnia, żeby nie
myślał o nim. Nad tym co teraz robi, czy ma pracę, czy pamięta o nim. Z nikim
się nie zadał, gdyż nie chciał, aby ktoś inny zajął miejsce w jego sercu. Żył
samotnie, z dala od rodziny, przyjaciół. Tylko na niego wyczekując. Całe pięć
lat.
Przez pewien czas obserwował zdjęcie, aż w końcu zakrył usta
dłonią, ziewając przeciągle. Ułożył się na łóżku i zasnął, przyciskając
fotografię do piersi.
Obudził się parę godzin później. Robiło się już ciemno, ulice
Londynu spowijał słaby mrok oraz gęsta, szara mgła. Przeciągnął się i
odkładając zdjęcie ruszył do kuchni. Brzuch mu przypomniał o tym, że nie jadł
nic prócz śniadania. Tak jak sądził – lodówkę zastał pustą. Westchnął i
ubierając się ciepło, wyszedł z domu z parasolem w ręku.
Po godzinie zmierzał już ku domu, targając dwie duże siatki. Aż
sam się dziwił, że tyle mu zeszło. Chociaż biorąc pod uwagę tą długą kolejkę…
BACH! Zagapił się i wywalił się na mokry chodnik plecami, a rzeczy z siatek
porozsypywały się po chodniku. Szybko obmasował sobie pośladki, krzywiąc się z
bólu.
- Ah! Przepraszam najmocniej!- natychmiast podszedł do niego
wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach i pomógł mu wstać, podając rękę.
Kiedy Jack odzyskał ostrość widzenia, spojrzał na mężczyznę i
otworzył szeroko oczy. To był on. W każdym calu tej osoby ON. Patrzył mu w oczy
z promiennym uśmiechem, a po policzkach spłynęło parę łez. Mężczyzna niezbyt
wiedział o co chodzi, więc zakłopotany podszedł do niego bliżej.
- Przepraszam, nic Panu nie zrobiłem?- zapytał dla pewności.
- Rick!- krzyknął brunet i rzucił mu się na szyję, ściskając
mocno. Łzy szczęścia spływały z jego oczu, ale nie przejmował się tym. Teraz
liczył się tylko On.
Mężczyzna był zakłopotany, nie wiedział o co mu chodzi. Objął go
niepewnie, lekko.
- Yyy… Czy my się znamy…?- zapytał, patrząc na niego
nierozumiejącym wzrokiem.
- To ja! Jack!- ścisnął go jeszcze bardziej do siebie, ciesząc
się jego osobą. Ten sam zapach. Ta sama osoba. W takiej euforii to już od
bardzo dawna nie był.
Mężczyzna jeszcze przez moment starał sobie go przypomnieć, aż w
końcu ścisnął go do siebie, uśmiechając się.
- Tak, pamiętam…- mruknął, gładząc go po plecach.
- Chodź do mnie, nie będziemy stali na środku ulicy.- posłał mu
szeroki uśmiech i w zaskakująco szybkim tempie zebrał swoje rzeczy z ulicy.
Mężczyzna uśmiechnął się i ruszył za nim. Jack szedł żwawym,
energicznym krokiem. Nie mógł się doczekać, aż go pocałuje, aż opowie mu o
wszystkim, co przeżył.
Po paru minutach znaleźli się już w jego małym, skromnym
mieszkanku. Zdjęli kurtki oraz buty, a Jack od razu ruszył do kuchni.
- Chcesz się czegoś napić?- zapytał, wyjmując szklanki.
- Jeśli można. Przytulne mieszkanie.- stwierdził i usiadł na
kanapie w salonie, obserwując pokój.
Po dosłownie dwóch minutach wrócił Jack, niosąc szklankę wody.
Podał ją Rickowi i usiadł blisko niego, patrząc mu w oczy.
- Tyle Cię nie widziałem… Nawet nie wiesz, jak tęskniłem…-
zaczął przybliżać twarz do niego. Rick napił się jeden łyk i odstawił szklankę,
patrząc na chłopaka wzrokiem mówiącym, by się odsunął.
- Hekhem… Wyrosłeś…- stwierdził zakłopotany mężczyzna i się
uśmiechnął, aby tylko ukryć swą bezradność.
Jack spojrzał na niego poważnym wzrokiem.
- Powiedziałeś, że wrócisz. Czekałem na Ciebie. Pięć lat
bezustannego czekania.- mruknął, niezwykle poważnym i stanowczym tonem.- Nie
było dnia, żebym o Tobie nie myślał.- ujął jego rękę w dłonie i skupił na niej
wzrok.- Kocham Cię… Zawsze kochałem… Nigdy nie przestałem, mimo iż dzieliły nas
tysiące kilometrów…- szepnął.
Mężczyzna obserwował go zszokowanym wzrokiem, otwierając usta.
Nie spodziewał się tego, nawet o takim czymś nie myślał. Nie wiedział co odpowiedzieć,
przez pewien czas po pokoju roznosiły się tylko ich oddechy.
- Ale ja już do Ciebie nie czuję tego samego co kiedyś…- szepnął
Rick, bardzo cicho. Bał się jego reakcji.
- Co…?- pisnął, patrząc mu głęboko w oczy wzrokiem pełnym
rozpaczy.
- Ja już Cię nie kocham. Mam swoją narzeczoną, pracę.
Zakończyłem nasze kontakty, ponieważ zapomniałem o Tobie. Sądziłem, że Ty o
mnie również.- odparł stanowczo, patrząc mu w oczy. Przecież w końcu i tak
musiał mu to powiedzieć.
Jack nie wierzył w to co słyszy. Spodziewał się całkowicie
czegoś innego. Spuścił głowę, a z jego oczu pokapały łzy.
- Ale…- szepnął po czym odwrócił głowę w bok. Mężczyzna nie
przejął się jego zachowaniem.
- Taka prawda.- mruknął, obojętnie.
Nagle Jack gwałtownie ujął jego twarz w dłonie i pocałował go
namiętnie, wpychając język. Nie mógł się powstrzymać, nie mógł już dłużej
czekać. Mężczyzna przez chwilę próbował się wyrwać, aż w końcu zmrużył oczy i
oddał się pocałunkowi. Jack objął jego szyję ramionami, nie przerywając
pocałunku i licząc na to, że Rick go odwzajemni. Jednak, nie stało się tak.
Mężczyzna natychmiast go odepchnął od siebie i wstał z kanapy.
- Ja już lepiej pójdę.- warknął i wyszedł z mieszkania, kłapiąc
drzwiami.
Jack przez chwilę obserwował miejsce, w którym siedział mężczyzna,
pustym, wręcz nieżywym wzrokiem martwej osoby. Położył się na kanapie, skulony
i płacząc. Jego policzki coraz bardziej stawały się mokre od nieustających,
słonych łez. Nie wierzył w to, co się stało. Tyle lat wiecznego czekania poszło
na marne. Tyle lat miłości. Oddanej, trwającej wieki.
Była godzina 20:25. Jack stał na wielkim moście, patrząc się w
wodę, która płynęła pod nim. Jego sens życia legł w gruzach. Nie potrafił z tym
żyć. Nie potrafił żyć z świadomością tego, że osoba, którą kocha całym swoim
sercem – nie odwzajemnia już jego uczuć.
Skoczył.
---
Rick właśnie wchodził zaspany do kuchni ze świeżą gazetą w ręku.
Ziewał jeszcze przez chwilę, po czym zaparzył sobie kawy. Usiadł na krześle
przy małym stoliku i otworzył gazetę, czytając ją. Co chwila popijał kawę, ale
tak naprawdę był całkowicie zaciekawiony nowymi faktami, które zdarzyły się w
Londynie.
„MARTWE CIAŁO WYŁOWIONE Z RZEKI” brzmiał nagłówek na pierwszej
stronie. Od razu się tym zaciekawił i przeszedł do czytania artykułu.
„… dziś rano nurkowie wyłowili ciało martwego mężczyzny. Świadek
zeznał, że owy mężczyzna stał na brzegu mostu, a jest nim 22-letni Jack Perry…”
Kubek wypadł mu z ręki i stłukł się, a kawa wylała się po
podłodze. Zakrył usta dłonią, zszokowany, a z jego oczu pokapały łzy.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że go nadal kocha…
I zawsze kochał…
~*~
Dawno napisane, taki tandetny dramacik, ale wstawione po to, by coś było.
Wiem, że jest tyle różnorakich błędów, ale nie chce mi się tego poprawiać. Mój styl aktualnie się dużo zmienił.
Następne pojawi się jutro, albo... nie wiem. Może i dziś.
Adios.
Smutne. Nawet ładnie napisane, ale jakieś takie... za krótkie? Robisz mało opisów, w jednym zdaniu opisujesz to co robi dana postać i zabierasz się za następną czynność. W ogóle nie opisałaś otoczenia, domu Jack'a, salonu, wieczornych ulic, ani głębszych uczuć postaci. Skupiłaś się tylko na tej miłości i czynnościach. Gdyby było więcej opisów, opowiadanie czytałoby się lepiej i z większym entuzjazmem, tak... ciekawiej. Widziałam tylko parę zjedzonych liter i niepotrzebne przecinki.
OdpowiedzUsuńAle podoba mi się. c: